Tytuł:
„W głębi duszy wiem, że tak miało być”
Pairing:
TaeNy, poboczne: HyoSica
Ilość
słów: 3183
(wow)
Gatunek:
AU, angst(?),
w każdym bądź razie nie ma dosłownego happy endu
Ostrzeżenia:
yuri, chaos w tekście, tekst niesprawdzony.
Autor:
płomyczek saviano
Czasami
zdarza się tak, że musimy dać odejść komuś, kogo kochamy, nawet
jeśli łamie to nasze serce bardziej, niż cokolwiek innego. Z
Tiffany znałyśmy się
od małego; nasze matki chodziły do tego samego gimnazjum, a nasi
ojcowie grali w jednej drużynie. Ja
i ona od razy załapałyśmy
wspólny język, dlatego, kiedy przyjeżdżałam do wielkiego domu
państwa Hwang czułam się tam lepiej, niż we własnym. Moja mała
Tany, jaką zawsze określałam, lubiła przewodzić – a ja jako
dziecko lubiłam, gdy decydowała za mnie. Zawsze razem chodziłyśmy
na lody i zawsze ona wybierała smak, a później to ona decydowała,
gdzie pójdziemy czy w co będziemy się bawić. Nie przeszkadzało
mi to, wręcz przeciwnie. Czułam się lepiej, widząc szeroki
uśmiech na jej słodkiej twarzyczce i szczególnie lubiłam go
wywoływać, nie tylko ze względu na cudowny eye smile, który
czarował wszystkich, ale
w szczególności mnie.
Byłyśmy nierozłączne – TaeNy, tak nas nazywali. Najlepsze
przyjaciółki, niczym
siostry.
Wszystko
się pozmieniało, gdy pani Hwang zmarła. Tiffany
nie była na to gotowa, w żadnym wypadku. W jednym momencie straciła
ukochaną matkę, dobry kontakt z ojcem i pupila, z którym się
wychowała. Niedojrzałe psychicznie dziecko, które w niej
siedziało, sprawiło, że
zamknęła się w sobie. Jej ojciec równie ciężko to zniósł,
jednak mnie najbardziej bolał fakt, że nie mogę być przy mojej
małej Tany. Na próżno błagałam mamę o to, by zawiozła mnie do
Tiffany, na próżno płakałam, że ona mnie potrzebuję – moi
rodzice twierdzili, że ich rodzinie potrzebny jest spokój, nie małe
dziecko, jakim wtedy byłam. Mnie
to właściwie nie obchodziło, chciałam wiedzieć, czy wszystko z
Tiffany w porządku, czy bardzo płacze, czy posprzątała już
wszystkie pamiątki po mamie i czy będzie nadal chciała chodzić do
tej samej szkoły, co teraz. Dlatego, wbrew zakazowi rodziców,
późnym wieczorem wymknęłam się do domu pana Hwang, nie mogąc
dłużej wytrzymać tej rozłąki. Może to było trochę egoistyczne
z mojej strony, ale oprócz troski o Tiffany kierowała mną jedna
wielka tęsknota. Wszkaże byłam bardziej niż przyzwyczajona do
mojej przyjaciółki. Drogę znałam wprawdzie na pamięć, i chociaż
zazwyczaj zabierała nam ona pół godziny czasu, ja biegiem
pokonałam ją w piętnaście minut.
Pamiętam,
że wtedy padało. Zdarłam kolano wspinając się po naszym drzewie,
żeby dostać się do okna Tany. Nie spała, wiedziałam o tym
doskonale, chociaż światło było zgaszone. Wślizgnęłam się do
środka i rozejrzałam po ciemnym pokoju.
– Tiffany?
- wtedy odpowiedziała mi cisza. Przygryzłam wargę, bojąc się, że
coś jest z nią nie tak. Podeszłam do jej łóżka i usiadłam na
brzegu. Poruszyła się, odwracając twarz w moją stronę. Jej oczka
były zaczerwienione, policzki blade, a usta poranione, najpewniej od
zbyt częstego przygryzania warg.
– Co
tu robisz, TaeTae? -
miała cieniutki, dziewczęcy głosik. Przypominała mi małą
laleczkę, z zaszklonymi oczkami i wręcz idealną twarzyczką.
– Chciałam
się dowiedzieć, czy wszystko z tobą w porządku. Moi rodzice nie
pozwalali mi przyjechać. - położyłam
się obok niej, jak zawsze. Wtuliła się we mnie jak w pluszowego
misia. Zamknęłam oczka, czując, że chyba zaraz zacznę płakać.
– Przeprowadzamy
się, TaeTae. Tatuś powiedział, że tutaj będzie nam ciężej
pogodzić się z brakiem mamusi. - mój świat stanął wtedy w
jednym miejscu. Kochałam Tiffany jak siostrę, całym sercem i
chociaż wtedy jeszcze nie rozumiałam, co do końca oznacza
„Przeprowadzamy się, TaeTae”, to podświadomie czułam, że to
nie będzie nic dobrego. Pomysłý pana Hwang zawsze źle się
kończyły. - TaeTae?
Pojedziesz z nami, prawda?
Wiedziałam,
że nie pojadę. Wiedziałam, że nawet płaczem, groźbami, niczym
nie zatrzymam przy sobie mojej małej Tany. Byłam wtedy jeszcze
dzieckiem, nie rozumiałam zbyt wiele, ale wiedziałam jedno:
chciałam zostać z Tiffany. Dlatego, kiedy nie mogąc opanować
płaczu tuliłam się do niej na lotnisku, tuż przed jej wylotem,
bałam się tego, co będzie. Fany znaczyła dla mnie więcej, niż
wtedy wiedziałam, ale czułam, że moje życie bez niej będzie inne
– a ja nie chciałam zmian. Tamtego dnia ktoś wyrwał mi serce i
zabrał je do Ameryki, a ja chcac czy nie chcąc, musiałam nauczyć
się z tym żyć.
Początkowo
było mi ciężko; musiałam odzwyczaić się od wspólnych spacerów
do i ze szkoły, od wspólnych obiadów, odrabiania lekcji, seansów
z bajkami, od wspólnych wypadów na plac zabaw. Musiałam zapomnieć
jak wygląda jej uśmiech i że zawsze punktualnie o godzinie
dwudziestej pierwszej szła spać. Pisałam do niej listy, gdzie
opowiadałam jaki mi bez niej źle i jak dziewczyny w naszej szkole
są nudne, w odróżnieniu od niej. Ona opowiadała jak ciekawie jest
w Ameryce i ilu nowych słów się nauczyła. Kiedy poszłam do
gimnazjum byłam inna od pozostałych dziewczyn – zbyt
zdystansowana, bałam się poznać osobę, którą mogłabym
pokochać. Chociaż często odwiedziałam Tiffany, to jednak czułam,
że to nie to samo. Pomimo tego, że ja nadal kochałam ją całym
serduszkiem, nie byłam w stanie nadal być jej jedyną siostrą.
Fany opowiadała mi o Jessice, dziewczynie, którą poznała na
zajęciach wokalnych. W listach zachwycała się o tym, jak ona
cudnie śpiewa i jaka jest słodziutka, a ja czułam, jak zazdrość
zżera mnie od środka. Dlatego przekraczając mury nowej szkoły
przysięgłam sobie, że nie pozwolę żadnej osobie znaleźć się w
moim życiu.
Szybko
okazało się to niemożliwe. Poznałam Hyoyeon, charyzmatyczną i
bardzo śliczną blondyneczkę. Chodziła na zajęcia taneczne, a w
tańcu była świetna. Stworzyłyśmy duet muzyczny – ja śpiewałam,
ona tańczyła. Dogadywałyśmy się bardzo dobrze, chociaż
wiedziałam, że nikt nigdy nie zastąpi mi Tany. Czasami parę razy
łapałam się na tym, że porównuję Hyo do Fany, co było
absurdalne. Przedstawiały dwa zupełnie inne typy osoby, co zawsze
mnie zaskakiwało. Wspominałam o niej Tiffany – pamiętam, że w
odpowiedzi na tamten list była bardziej oziębła, jakby miała mi
za złe moją znajomość z Hyoyeon. Później wyszło, że była po
prostu zazdrosna, że nie jest już do końca jej. List z
zapewnieniami, że zawsze będę tylko jej TaeTae ozdobiłam w ramkę
i dałam jej na jej piętnaste urodziny. Smiała się wtedy ze mnie,
że jestem bardzo romantyczna.
O
jej powrocie dowiedziałam się, kiedy byłam na lodowisku z Hyoyeon
i Sunny. Zadzowniła do mnie i zaczęła piszczeć mi do słuchawki,
zupełnie ignorując słyszane nawet przeze mnie krzyki Jessici, że
przecież są w miejscu publicznym. To była najlepsza wiadomość,
jaką moje stęsknione za
nią serce mogło usłyszeć. Do dzisiaj pamiętam miny ludzi, kiedy
skakałam w kółko, ciesząc się jak małe dziecko. W głębi serca
wtedy nadal nią byłam: małą TaeTae, która zaraz zobaczy swoją
małą Tany.
Jak
się później okazało, wraz z Tiffany przeprowadzić się miała
Jessica. Trochę mnie to zmartwiło, ponieważ obawiałam się, że
pójdę w odstawkę i po pierwszej fascynacji okaże się, że Jess
jest o wiele lepszą przyjaciółką niż ja. I chociaż Fany wiele
razy zapewniała mnie, że zawsze będę jej numerem jeden, zwątpiłam
jeszcze bardziej, gdy ujrzałam Jessicę na lotnisku. Tiffany
uprzedzała mnie, że jej nowa przyjaciółka dzięki dojrzewaniu
stała się bardziej niż śliczna, ale ja nie spodziewałam się
takiego widoku. Nie wiem, co wtedy mną kierowało. Może zbyt wielki
strach, może zbyt wielka niepewność siebie. Przez pewien czas
trzymałam się na dystans, bojąc się zbliżyć do tej dwójki,
nawet jeśli to była Tiffany. Właśnie, Tiffany. Nie byłam w
stanie nazwać już jej „moją małą Tanny”. Nie przypomniała
małej, bezbronnej Fany z tamtej nocy, kiedy powiedziała mi o ich
przeprowadzce. Nie przypomniała tej niepewnej siebie Tany, która
obawiała się, że nie uda jej się zdać egzaminu do wymarzonej
szkoły wokalnej. Była piękna, mogę to powiedzieć, po prostu
piękna. Czułam się przy niej jak brzydkie kaczątko, przy obu tak
się czułam.
W
późniejszym czasie moja niepewność siebie się powiększała. Nie
byłam w stanie przeboleć idealności Jessici i tego, jak bardzo
zżyta jest ona z Tiffany. Jeszcze bardziej dołował mnie fakt, że
Hyoyeon była zachwycona słodką brunetką i uwielbiała spędzać z
nią czas. Sunny i Sooyoung bardzo polubiły się z dziewczynami i
często organizowały wypady we piątkę. Właśnie, w piątkę. Ja
również uczęszczałam do szkoły muzycznej, najlepszej w mieście.
Przez to, że miałam bardzo napięty grafik i dużo ćwiczeń czułam
się bardzo odrzucona. To sprawiło, że stałam się bardzo
zakompleksioną nastolatką i nie wierzyłam, że uda mi się
kiedykolwiek odzyskać Tiffany. W pewnym momencie przestałam nawet
przykładać się do treningów wokalnych, czując, że to właściwie
nie ma sensu. Gdzieś tam we mnie coś zawsze mówiło mi, że
Jessica zawsze będzie lepsza ode mnie.
Pamiętam
do dziś jak bardzo zabolał mnie fakt, że to nie ja jako pierwsza
dowiedziałam się o pierwszej miłości swojej przyjaciółki.
Przepłakałam wtedy wiele nocy, nie wiedząc nawet dlaczego. Czułam
się tak, jakby Tiffany nie chciała mnie znać. Kontaktowałyśmy
się ze sobą bardzo rzadko, nawet jeśli chodziłyśmy do tej samej
szkoły. Jak na złość, to wtedy Jessica wkroczyła do akcji i
zapoznała ze sobą Tiffany i Jonghyuna. Obserwując z boku, jak moja
Fany flirtuje z najprzystojniejszym chłopakiem z roku zrozumiałam,
że tak naprawdę Tiffany przestała być moja bardzo wiele lat temu,
tylko ja nie chciałam tego zrozumieć. Kurczowo trzymałam się
myśli, że nadal jestem jej najlepszą przyjaciółką, że nawet
nie zauważyłam jak się zmienia, jak staję się pewną siebie,
silną kobietą. A może nie chciałam tego widzieć? Może chciałam,
by na zawsze była moją małą Tany? Do dzisiaj nie potrafię sobie
na to odpowiedzieć.
W
tamtym momencie było ze mną źle. Nie wiedziałam dlaczego tak
bardzo przeżywam związek Tiffany i Jonghyuna, nie wiedziałam
dlaczego tak bardzo zależy mi na ich zerwaniu i nie wiedziałam
dlaczego brak obecności Fany tak bardzo mnie boli. Postanowiłam coś
z tym zrobić, więc przykładałam się do ćwiczeń wokalnych
bardziej niż do czegokolwiek. Potrafiłam nie spać, by trenować
śpiew, nie jeść, by uczyć się wyciągania nut, nie dawać znaku
życia, tylko po to, żeby siedzieć zamkniętą w jednej sali z
fortepianem. Nie miałam przyjaciółek, wtedy to wiedziałam. Nie
miała nikogo, tylko muzykę. Podejrzewam, że gdyby nie ona, to
byłoby ze mną gorzej.
Nie
czułam żalu do Tiffany, ani do Jessici, ani do Hyoyeon, ani do
Sunny, ani nawet do Sooyoung. Nie czułam żalu do rodziców, że
niczego nie zauważyli, nie czułam żalu do Jonghyuna, za to, że
był pierwszą miłością mojej Tany. Byłam zła na siebie, bo jak
mniemałam, gdybym była lepsza, to wszystko potoczyłoby się
inaczej. Wtedy zaczęłam bardziej zwracać uwagę na to, ile ważę.
Zmieniłam fryzurę na taką, która bardziej zakrywa mi twarz, bo
jak twierdziłam, byłam okropnie brzydka i nie powinno było się na
mnie patrzeć. Na przerwach siedziałam w sali muzycznej, na lekcjach
zawsze skulona w ławce. Chudłam bardzo szybko, a pomagał mi fakt,
że przyzwyczaiłam swój organizm do małej ilości jedzenia i
dużego wysiłku. Zaczęłam próbować sił z tańcem. Może nie
szło mi najlepiej, jednak to pomagało mi oderwać myśli, a ja
zaczęłam pojmować dlaczego Hyoyeon potrafiła siedzieć zamknięta
w sali i nie wychodzić z niej całymi dniami. Mój czas dzieliłam
na lekcje śpiewu, lekcję tańca i szkołę. Nie było miejsca na
sen, jedzenie czy zamartwianie się własnymi kompleksami. To było
do przewidzenia, że mój organizm tego nie wytrzyma.
Pierwszy
raz zasłabłam, kiedy przypominałam sobie moje wspólne czasy z
Tiffany. W tamtym momencie mijał rok, odkąd zrozumiałam, że
między mną a Tiffany już nie ma żadnych więzi. Po raz kolejny
czułam się, jakby ktoś wyrwał mi serce, chociaż myślę, że od
tamtego pożegnania na lotnisku nie miałam tego serca w ogóle. To
wtedy, w tamtym parku, gdy rozmyślałam o wszystkim co łączyło
mnie z Fany zdałam sobie sprawę, że ona nie jest dla mnie tylko
przyjaciółką. Uświadomiłam sobie, że nie myślę o niej tak,
jak myślę o Hyoyeon czy Sunny, że nie tęsknię za nią tak jak za
Sooyoung i że tak naprawdę, wcale nie czułam się zazdrosna o
Jessicę, bo była śliczna, tylko dlatego, że ona miała Fany
bardziej, niż ja. Wtedy zdałam sobie sprawę, że przez te
wszystkie lata nigdy nikogo nie kochałam nie dlatego, że nie miałam
serca, tylko dlatego, że ono należało do Tiffany. Ta świadomość
mnie przytłoczyła tak bardzo, że jadąc karetką zastanwiałam
się, czy ci lekarze powinni mnie dotykać, bo przecież mogą się
czymś zarazić. Uważałam to za nienormalne, by czuć tyle do
osoby, która była dla
mnie prawie jak rodzina. Podchodziło to pod kazirodztwo,
przynajmniej w tamtym momencie. W myślach odhaczyłam kolejny punkt
dla Jessici, bo przecież ona była normalna. Panikując,
gorączkowałam, że Tiffany już dawno to zrozumiała i dlatego tak
bardzo wolała innych znajomych ode mnie. Nie wiedziałam wtedy
jednak, że to wcale nie było tak, jak myślałam.
Tany
przyszła do mnie w nocy, cała zapłakana. W tamtym momencie czułam
się tak, jakby ktoś mocno walnął mnie w głowę. Chciałam ją do
przytulić, sprawić, żeby się zaśmiała, ale nie byłam w stanie.
Leżałam w jej ramionach i słuchałam, jak płacząc wyrzuca z
siebie wszystko. Nawet nie wiedziałam, że tęskniła za mną wtedy,
kiedy ja myślałam, że woli Jessicę. Nie zdawałam sobie sprawy,
że kiedy trzymałam ją na dystans, ona wyobrażała sobie, że nie
chcę jej znać. Nie miałam pojęcia, że specjalnie zabraniała
dziewczynom zapraszać mnie na różne wypady, żebym mogła się
rozwijać i krzyczała na Sunny, kiedy ta chciała wyrwać mnie na
pizzę. Nie wiedziałam, że to ona zawsze pilnowała, żeby żaden
chłopak nie kręcił się wokół mnie, bo uważała, że mogłabym
wtedy zając się odpędzaniem jego, a nie realizowaniem siebie. I
najgorsze, nie zdawałam sobie sprawy, że kiedy ja kuliłam się w
sobie, bojąc się choćby zbliżyć do strefy „Idealnych”, jak w
myślach nazywałam tamtą piątkę, ona codziennie płakała w
poduszkę bojąc się, że już nigdy nie będzie mogła ze mną
porozmawiać.
Tamtej
nocy zrozumiałam, jak źle postąpiłam nie wyjaśniając z nią
wszystkiego od razu, jednak w głębi siebie nadal nie byłam w
stanie normalnie spojrzeć jej w oczy. Bałam się, zbytnio się
bałam, nawet przyznać się przed samą sobą, że w momencie kiedy
stanęła w moich drzwiach wszystkie
moje emocje się skumulowały. Tęskniłam za nią, szaleńczo za nią
tęskniłam – za jej uśmiechem, zapachem, głosem, ramionami
obejmującymi mnie w pasie i czułym pocałunkiem na czole. Tęskniłam
za poczuciem, że jestem jej TaeTae, a ona jest moją Tany. Dlatego
kiedy wtuliłam się w jej szyję, nie dbając o moje wewnętrzne
tornado, pozwoliłam naszej dwójce płakać razem. Czułam się
wtedy tak dobrze, że mogłabym zapomnieć o wszystkim, co działo
się w mojej głowie. A Tiffany obiecała mi w tym pomóc.
Kiedy
następnego ranka w drzwiach zawitała reszta dziewczyn, trochę się
bałam. Jednak nie jestem w stanie opisać uczucia, które
towarzyszyło mi, w
momencia zobaczenia
czegoś
w rodzaju zmartwienia w oczach Jessici. To dało mi poczucie, że ona
nie traktuje mnie jak wroga czy przeszkodę i że ja nie powinnam w
żadnym wypadku traktować tak jej. Szybko się okazało, że Jessica
jest słodką osóbką i nie sposób jej nie kochać. Bardziej jednak
zaskoczył mnie fakt, że Hyoyeon, która uprzednio rzuciła mi się
z płaczem na szyję i Ice Princess, jak ją dziewczyny nazywały,
były razem. To sprawiło, że obrzydzenie, które czułam do samej
siebie zmalało. Obserwowałam, jak Tiffany reaguje na momenty
HyoSici i z zaskoczeniem notowałam, że ona wcale nie uważała tego
za nienaturalne, wręcz przeciwnie – robiła wtedy taką minę,
jakby to była najsłodsza
rzecz na świecie. To mnie trochę skołowało, bardziej niż fakt,
że Jessica, która mogłaby mieć każdego chłopaka w szkole,
wybrała Hyoyeon. Ich związek dał mi pewną iskierkę nadziei,
której sama nie rozumiałam.
Wszystko
powoli wracało do normy – ja i Tiffany starałyśmy się naprawiać
swoje relacje, tak samo jak z innymi dziewczynami. Tany bardzo mi w
tym pomagała, jakby czując, że sama boję się w to zaangażować.
W ten sposób chodziłam na zajęcia wokalne razem z Tiffany i
Jessicą, na taneczne z Hyoyeon, uczyłam się z Sunny, a Sooyoung...
Cóż, Sooyoung była typem osoby, która potrafiła dzwonić co pięć
sekund, więc na brak kontaktu z nią nie narzekałam.
Czas
mijał mi szczęśliwiej, chociaż każdej nocy pozwalałam sobie na
uronienie łzy. Moja miłość do Tiffany rosła z każdym dniem
i w pewnym momencie czułam, jakbym miała wybuchnąć. Starałam się
jednak zadowalać tym, co mam, a miałam wiele. W porównaniu do
czasu sprzed paru miesięcy, tamten okres był prawdziwą sielanką.
Nawet, jeśli czasami łapałam się na ciągłym porównywaniu do
Jessici, bądź na tym, że miałam ochotę zabić tą wredną
brunetkę za to, że tak bardzo wykorzystuje swoją wiedzę.
Bo
Jessica wiedziała. I to mnie przerażało. Jednak
zapewniła mnie,
że nie powie mojej sympatii nic, dlatego byłam w miarę spokojna.
Co nie zmienia faktu, że bardzo lubiła mi dokuczać i potrafiła
snuć jakieś podteksty, których na szczęście Tiffany nie
rozumiała.
W
pewnym momencie mojego życia moi rodzice postanowili się w nie
pomieszać. Teraz nie jestem pewna, czy zrobili dobrze czy źle,
jednak wtedy nie miałam nic przeciwko. SM Entertaiment wydawało mi
się niebem, spełnieniem
marzeń, zwłaszcza, że dołączyłam tam razem z Tiffany, Jessicą,
Hyoyeon, Sunny i Sooyoung. I nawet jeśli okres treningów był
piekłem, to wtedy dziękowałam Bogu za zesłanie mnie tam, nie
tylko dlatego, że ja i Tiffany byłyśmy sobie jeszcze bliższe, nie
tylko dlatego, że poznałam tam Seobaby, Yuri i Yoonę, nie tylko
dlatego, że wiele się tam nauczyłam. W pewnym sensie, stojąc na
scenie tuż przed naszym pierwszym występem byłam kłębkiem
nerwów, jednak nadal byłam szcześliwa. Do dzisiaj pamiętam ten
uścisk ręki Tiffany, kiedy ze zdenerwowania przygryzała wargę.
Pamiętam jak Hyoyeon tuliła Jessicę, szepcąc jej coś na ucho,
jak Yuri wyłamywała sobie palcę i jak Sunny płakała. I nawet
jeśli zadebiutowałyśmy jako Girls' Generation, jako dziewięć
nastawionych na sukces dziewczyn, to w środku wiedziałam, że przed
nami długa droga, a ja będę musiała je wszystkie poprowadzić do
zwycięstwa. Pamiętam, jak wzięłam ostatni wdech i wraz z
ośmiorgiem dziewczyn wyszłam na scenę, by choć trochę spełnić
marzenia.
Od
tamtego występu minęło już trochę czasu. Wszystkie
wydoroślałyśmy, jednak ja siedząc nocą w fotelu widzę, że tak
naprawdę wszystkie nadal jesteśmy tymi samymi dziewczynami sprzed
debiutu Tiffany zawsze tak mówiła i to właśnie jej słowa zostały
zawarte w tekście do japońskiego singla „Stay girls”. Ona
również się zmieniła, i to bardzo. Słowo „wypiękniała” nie
oddaje w pełni tego, jak cudowna się stała. Bardziej kobieca,
subtelna, po prostu idealna. Widzę to każdego poranka, od dawien
dawna, jednak dopiero teraz to nabiera innego znaczenia. Jednak moje
uczucia względem niej się prawie wcale nie zmieniły – prawie, bo
przez ten czas jeszcze nabrały na sile.
Ja
również się zmieniłam. Nie jestem już słabą psychicznie
nastolatką, która obawia się utraty swojej małej Tany.
Wydoroślałam, może nawet wyładniałam. Jednak jedno się nie
zmieniło – moje pragnienie, by Tiffany była szczęśliwa. Dlatego
nie płakałam, gdy wyznała mi, że ma kogoś. Nie znienawidziłam
go, kiedy go mi przedstawiła i nie próbowałam jej utrudnić
spotykania się z nim, wręcz przeciwnie, jako liderka dostosowywałam
treningi tak, by ona mogła po cichu wyjść na randkę. Nie czułam
pustki, żalu, smutku. Dawno temu zrozumiałam, że Tiffany jest moją
przyjaciółką, nawet jeśli jest równocześnie całym moim sercem.
Czasami jednak ono ściska mnie tak mocno, że nie mogę powstrzymać
łez. Wtedy zamykam się sama w pokoju i tonę w swojej własnej
miłości, jednak nigdy nie pozwalam sobie na okazywanie tego.
Szczęście mojej małej Tany jest dla mnie najważniejsze, dlatego
za każdym razem, gdy wraca cała rozpromieniona z kolejnego
spotkania z Nickhunem, wiem, że parę lat temu podjęłam słuszną
decyzję. I wcale nie próbuję niczego zmienić, bo jeśli się
kogoś kocha, to daje się mu odejść. A ja kocham Tiffany, jestem
tego pewna. I wiem, że ona kocha mnie, nawet jeśli nie taką
miłością, jaką ja ją – w zupełności mi to wystarcza.
W
głębi duszy wiem, że tak miało być.
To
jest AU. Tak mocne AU, że nie jestem w stanie tego sobie wyobrazić.
Nie trzymałam się faktów, jak to pisałam. Ja po prostu otworzyłam
edytora tektsu i zaczęłam pisać. Troszkę mi to zajęło, bo dwie
godziny, ale musiałam to z siebie wylać. To nie jest tak, że
nienawidzę nowego faceta Tiffany i mam zamiar wydzierać się, że
mój ship nie jest real. Ja po prostu kochałam TaeNy miłością
wieczną i czuję się zobowiązana do napisania czegoś takiego.
Poza tym, życzę szczęścia mojej unnie i mam nadzieję, że moja
historia nie ma nawet jednej miliardowej wspólnej z prawdą.
Chciałabym też napisać, że bardzo przepraszam (jakby to kogoś
obchodziło), za to, że nie odzywałam się prawie dwa miesiące.
Tyle się działo... No nic. Jeśli w jakimś nagłym przypływie
weny, jak teraz, coś napiszę, to z pewnością to wrzucę. Nie
jestem jednak pewna, czy mi się uda. I przepraszam za chaos, błędy
i wszystko. Jak mówiłam, wylewałam myśli. Miłego dnia!
Mogę przyznać, że to było najlepsze yuri jakie czytałam. Uczucie jakie czuła Taeyeon były takie smutne, ale urocze. Ale końcówka wygrywa wszystko kiedy jednak pozwoliła jej być z tym chłopakiem.
OdpowiedzUsuńFajnie, że nie powiedziała jej o swoich uczuciach, czy np, pod koniec nie pocałowała i wszystko było dobrze- bo to takie wątki już są nudne, a to była miła odmiana. Bardzo mi się podobało. ;___; <3
No wreszcie w odpowiednim miejscu! Hahaha
UsuńDziękuję bardzo <3
Zaczynając to czytać spodziewałam się czegoś zupełnie innego, ale... to było idealne. Naprawdę! Ukazałaś w tak piękny sposób przyjaźń, która z jednej strony jest tylko przyjaźnią, a drugiej już fascynacją. I chociaż w głębi serca liczyłam na szczęśliwe zakończenie, to takie o wiele bardziej mi się podoba. Jest bardziej realistyczne. Za dużo jest opowiadań, w których wszystko kończy się happy endem, co prawda nie mam nic do nich, ale czasami są one jakby z kosmosu :) gratuluję udanego oneshota! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję tak bardzo, bardzo! Cieszę się, że Ci się spodobało:*
UsuńI prześliczny George, justsayin:<
Omg, takie piękne! Serio.. myślałam, że napiszesz jakieś nie wiadomo jakie HARDY. YEAH... a tu takie delikatne, kochane, ciepłe yuri~~ ♥
OdpowiedzUsuńGratuluję! Śliczne *o*
Ej, wiesz, że mam w połowie napisane o Tobie i Happy? I nadal myślę, że Hui to lepsza nazwa ;-;
UsuńDziękuję:*
Ciężko trafić na dobre k-popowe yuri. Naprawdę ciężko, ale w końcu udało się i jestem pod wrażeniem tego tekstu. To było coś nowego, świeżego. Coś czego brakowało wśród fanfiction.
OdpowiedzUsuńTakże, płomyczku, twoja ciężka dwugodzinna praca nie poszła na marne, ponieważ ten tekst jest naprawdę wyjątkowy oraz na swój sposób piękny.
Dziękuję z całego serduszka :)
UsuńPo pierwsze - bardzo dziękuję, że napisałaś coś o snsd. Calutki shot o snsd. Uwielbiam je po prostu, a większość osób nie, wiec widząc polski shot, w dodatku jeszcze yuri to miła odmiana. Cieszę się też, że napisałaś to w perspektywie mojej kochanej tae, klękam przed tobą! A taeny to taki kochaniutki pairing, tak jak hyosica.
OdpowiedzUsuńCo do shota. Idealnie rozegrany, utożsamiłam się z taeyeon, tak jakby czułam to co ona czuje, przez co przechodzi i zrobiło mi się szkoda. Wieczne kompleksy, brak czasu i myśl, że oddala się od ciebie osobą, która jest w zasadzie całym twoim światem. Ich przyjaźń i ta nieodwzajemniona miłość (pod względem czytego yuri, nie mowa o przyjazni) jest po prostu tak idealnie opisana, naprawdę nie mam innych słów. Jeszcze na końcu to o realizowaniu marzeń jako GG mnie wzruszyło. Wszystkie zdecydowały się działać i robić to co kochają. Myślałam, że taeny będą razem, ale dobrze że fany znalazła miłość, bo nic innego poza przyjaźnią by raczej do Taetae nie odwzajemnila. I za końcówkę, za samą końcówkę powinnaś ode mnie dostać, bo jest doskonała. Amen.
Oczywiście obserwuję i nie pogardzę jak kiedyś napiszesz jakieś taengsic albo yultae (:3)
Pozdrawiam i weny, płomyczku ;*
Jejciu, S<3NE! Chyba. Teraz przygotowywuje nowy shot o SNSD, więc czekaj cierpliwie:*
UsuńDziękuję. Cieszę się, że Ci się spodobało. :)
Wątpię. Nie cierpię Taengsic i tym bardziej Yultae. Po prostu... Nie :((
Dziękuję:*
musisz napisac jeszcze wiecej z taeny i tak zeby byly razem ♥ uwielbiam je najbardziej z snsd ♥ wspaniale opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńŚliczne to jest, pierwszy raz nie zawiodłam się czytając po polsku kpopowe yuri. Masz naprawdę talent do pisania! Aż mi się płakać chciało, jak to czytałam. Naprawdę świetne opowiadanie
OdpowiedzUsuń