[Czy
to już się nagrywa?]
1.
To nie jest tak, że
prosiliśmy, by nas to spotkało. Właściwie, to podejrzewam, że
bylibyśmy naprawdę zadowoleni, gdyby dotknęło to kogoś innego.
(… t a k, wiem, że nie jestem miły, Frank! Ale nie wiem czy
zauważyłeś, wszechświat też nie jest zbytnio miły dla nas...
dobrze, już nie będę.... okej! Już przestanę)
Chyba powinienem się
przedstawić.. Jestem Leo. Leo Valdez dokładniej, ale Frank mówił,
że mam nie podawać nazwiska, na wypadek, gdyby taśma dostała się
w niepowołane ręce. Niepowołane, czyli Ich. Nie
przejmujcie się. Wy pewnie jesteście bezpieczni – chociaż nie
mógłbym być tego pewien, bo skoro tego słuchacie, to musiało to
do was w pewien sposób dotrzeć. A to oznacza, że wasze
bezpieczeństwo jest zagrożone, co raczej nie jest dobrą
informacją. Nie, żeby jakakolwiek wiadomość, którą chcemy wam
przekazać miała być dobra. Przecież nie chowalibyśmy się w
ciemnej piwnicy, uciekając przed bandą cyklopów, gotowych udawać
każdą bliską nam osobę, żeby tylko dostać się do naszego
mięsa. Ale wiecie co to cyklopi, prawda? Musicie wiedzieć. Nie
słuchalibyście tego, gdyby tak nie było.
Jak już mówiłem, o nic się
nie prosiliśmy – niezależnie od tego co mogą wam powiedzieć
inni. Naprawdę myślicie, że usiadłbym na trawie, spojrzał w
niebo i pomyślał „hej, wiecie, nudno mi! Co wy na to, żeby
wywrócić moje życie do góry nogami i wysłać mnie na jakąś
idiotyczną misję, żeby upewnić się, że resztki mojego okresu
dorastania są doszczętnie zniszczone?”. (… nie Frank, ja
wcale nie dramatyzuję. Tak już jest! To ich wina! Gdyby nie oni...
masz rację. Przepraszam.)
Zasada numer jeden bycia
półbogiem – krzyczenie na tych na górze wcale nie poprawia
twojej sytuacji.... ani też nie odganiają potworów, które chcą
cie zjeść!
[cisza]
2.
Uh,
tak. Sorki, musieliśmy przerwać. Jak już wspominałem, chowaliśmy
się przed cyklopami, i chociaż nie należą one do
najinteligentniejszych, łatwo znajdują mięso herosów. Frank
mruczy, że powinienem wspomnieć, że takie przerwy pewnie będą
się zdarzać często – jesteśmy w ciągłym ruchu. Przemieszczamy
się od czterech dni, ale jeśli mam być szczery, to każde miasto
wygląda tak samo. Gdybym nie pamiętał, skąd jestem i co dokładnie
się zdarzyło... (Och, zamknij się Frank! W i em, że było
blisko. Ale już jest dobrze. Jesteśmy bezpieczni), ale jak
mówiłem, gdybym nie pamiętał... Właściwie to nie wiem. Może
wszystko wydawałoby mi się takie samo. Trawa wciąż byłaby
zielona, autobusy pewnie nadal by się spóźniały, a w lustrze nie
znalazłbym nic dziwnego. Ale pamiętam; wiem, że niebo nie już
jest tak niebieskie, jak powinno być. Czuję, że herbata nie
smakuje tak samo. Świat wcale nie jest taki sam, niezależnie od
tego, co mówią śmiertelnicy. To pewnie właśnie ta świadomość
sprawia, że nic nie jest takie, jak było. Fakt, że mogę
przypomnieć sobie wszystko to, czego teraz tu brakuje... Nie jestem
poetą, ale na świecie są rzeczy niezastąpione. Nie można budzić
się co ranka, spoglądać w przestrzeń i udawać, że nie
rozsypujemy się na kawałki.
(Frank, zamknij się.)
Frank twierdzi, że głupotą
jest zakładanie tego, że wiecie, o czym mówię. Ale powiedzmy
sobie szczerze – gdyby nie wasze pochodzenie, czy kłopotalibyście
się ze słuchaniem mojego gadania? Pewnie nie. Jednak chyba należą
wam się wyjaśnienia: dlaczego wasza przyjaciółka nie wróciła do
domu. I czemu nie możecie wyjść do kina, kiedy chcecie. Tak
naprawdę to nie wiem, co powiedzieć. Przepraszam nie brzmi dobrze,
bo to nie jest moja wina. Franka tym bardziej. Proszę, pamiętajcie
o tym, kiedy was złapią - bo pewnie to zrobią. Łapią już
wszystkich, niezależnie od wieku. Na rodzica też nie patrzą,
chociaż wszyscy wiemy, że większy nacisk kładzie się na tych
większych bogów. Jeśli jesteście dzieckiem Hekate, odetchnijcie
głęboko. Macie jeszcze trochę czasu.
[Frank, nie! Przestań!!!]
3.
Hej. Leo ssie.
(Och, przymknij się!
Teraz moja kolej.)
Jak już możecie się
domyślić – i pewnie to zrobiliście, jeśli wasz mózg nie jest
wielkości orzeszka jak u tego kretyna siedzące obok mnie (au,
Leo! To bolało!... och, nie dramatyzuj), jestem Frank. Frank
Zhang. I naprawdę przepraszam za niego. Nie ma wyczucia delikatności
i właściwie rzecz biorą pewnie was wszystkich przestraszył.
Dobra, może ma rację; jest źle. To, jak źle, ocenicie sami.
Zaczęło się od tego, że
Piper zniknęła. Piper to nasza przyjaciółka. Wraz z nią
Annabeth, o której mogliście już słyszeć, jeśli Leo ma rację i
żaden śmiertelnik nie uzna tej taśmy za jakiś fajny żart.
Annabeth Chase. Taka wysoka blondynka, szare oczy, niesamowicie
mądra. Chodzący dowód na to, że blondynki wcale nie są głupie.
Jeśli już, to taka jest osoba, która nie docenia Annabeth. Ona to
ma kopa! Leo zna wiele ciekawych historii; on i Annie są
przyjaciółmi dłużej, co też wiąże się z ciekawą opowieścią
i jestem pewien, że ten kretyn z chęcią bym wam się o niej
rozgadał, ale mikrofon należy do mnie, a my nie mamy czasu na miłe
opowieści smutnej treści.
Jak już mówiłem,
zaginięcie Piper rozpoczęło to wszystko. Reyna, nasza kolejna
przyjaciółka, twierdzi, że to przypominało sposób, w jaki
zniknął Jason, dawno temu... No jego to już na pewno znacie. Jason
Grace. Uratował świat dwa razy i zabiera się właśnie za trzeci,
chociaż nie mamy pewności, bo... No cóż, od kilku dni uciekamy.
Leo nie pozwala mi myśleć inaczej, ale skoro poszedł się dąsać
do kąta, to mogę wam powiedzieć coś w sekrecie – tak naprawdę
nikt z nas nie ma pewności, czy się uda. Mamy nadzieję, że tak..
Normalnie nie miałbym problemu z pozytywnym myśleniem, ale tym
razem zbyt wiele rzeczy może pójść źle, od śmierci począwszy.
Bo, jak już powinniście wiedzieć, jeśli naprawdę jesteście
półbogami, są rzeczy gorsze, niż śmierć. One z łatwością
zrujnują nasz świat, jeśli ich nie powstrzymamy.
[Leo!!! UWAŻAJ!]
4.
Cześć, to znowu ja. Leo się
podpalił. Nie jestem pewien, który to był raz, ale teraz śpi.
Wiecie, on tak często ma, kiedy się czymś denerwuje. Wtedy nie
może kontrolować ognia i zdarza mu się rzucać płomieniami i
dzieją się różne rzeczy. Ale teraz śpi. Nie pamiętam, kiedy
ostatni raz udało mu się zasnąć na tak długo i wytrzymać w śnie
bez koszmarów. Właściwie, to nie jestem pewien, czy kiedykolwiek
widziałem, żeby to się stało.
Na czym skończyłem? Ach, no
tak. Plan. Naprawdę, to nie jest tak, że on jest bardzo
przerażający czy straszny. Robiliśmy gorsze rzeczy –
polecieliśmy do Rzymu, na wszystkich bogów! Półbogom nie wolno
tam latać, o czym powinniście już wiedzieć. Jeśli nie, to
zmieńcie obóz. Możecie zawitać do rzymskiego, chociaż jestem
pewien, że Obóz Herosów z chęcią was przygarnie. Zanim cały ten
bałagan się zaczął przybywało do nas mnóstwo dzieciaków. Tym
na górze chyba się wydawało, że skoro wojna skończona, to można
uznawać dzieci. Pewnie was już uznali, ale jeśli nie, to już po
was. Zawsze gorzej jest uciec jeśli nie wie się przed czym.
Kiedy ostatni raz widziałem
się z Annabeth, a to było zanim zaczęliśmy wszyscy uciekać....
pewnie jeszcze nie wiecie dlaczego. Nie pamiętam, żeby Leo o tym
wspominał. W ogóle nie pamiętam, żeby Leo wspominał o czymś
ważnym. I nie mogę sobie też przypomnieć, czy ja mówiłem o
czymś ważnym. Ale tak naprawdę w naszej sytuacji wszystko jest
ważne; niezależnie od tego, czego dotyczy. Mam czasami wrażenie,
że jeśli nie powiem tego, co siedzi mi teraz w głowie, to ktoś
może zginąć. To w pewnym sensie przerażająca moc – świadomość,
że nasze słowa mogą doprowadzić do upadku miast. Jestem pewien,
że nie na tym miało polegać nasze dziedzictwo. Jak już mówiłem,
kiedy ostatni raz rozmawiałem z Annabeth, ona była bardzo niepewna
przyszłości. Wcale jej się nie dziwię; zaczęły się dziać
różne rzeczy. Ludzie znikali bez słowa, potwory wyłaziły z
każdego kąta. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam ją –
powierzyłbym jej życie każdej bliskiej mi osoby (i robiłem to nie
raz i nie dwa). Swoje także, chociaż to kwestia zupełnie sporna,
ponieważ moje życie jest w wiecznym niebezpieczeństwie. Jak
istnienie każdego inne półboga, ale przecież to już
musicie wiedzieć
Naprawdę muszę zacząć
ufać słowom Leo.
Jeśli spojrzeć na to z
innej strony, przechodziliśmy przez to wszystko już wcześniej.
Niektórzy nawet dwa, trzy razy – na przykład Percy. Ratowanie
świata, raz po raz. Przepowiednia za przepowiednią, misje, kłótnie,
wojny. To wszystko już było. Jednak tym razem znowu byliśmy
zaskoczeni. Po ostatnim razie ostatkami sił chwytaliśmy się
złudnej nadziei, że tym razem naprawdę będzie inaczej. Nie
pozwolimy na rozpętanie kolejnej wojny. Rzeczywistość znowu
okazała się okrutna, jak za każdym razem, kiedy chcemy ją
powstrzymać. Nie mieliśmy nawet czasu na przedyskutowanie taktyki;
zostaliśmy rzuceni w walkę. I to dosłownie. Leo uważa naszą
pamięć za błogosławieństwo – i ja też się cieszę, że udało
nam się ją zatrzymać, uwierzcie. Ale czasami kiedy leżę z
kolejną raną i patrzę, jak mój przyjaciel ledwo oddycha próbując
choć na chwilę ustawić jakąś imitację systemu
zabezpieczającego, żebyśmy mogli zdrzemnąć się po raz pierwszy
od trzech dni, chciałbym zapomnieć. Myślę, że mógłbym to
znieść; przestać pamiętać o kolorze oczu Nico, kiedy on i Hazel
grają w gry. O ciepłym uśmiechu Jasona, mądrym głosie Annabeth i
zapachu perfum Piper. Zniósłbym zapomnienie wszystkich żartów Leo
i obsesji Percy'ego na punkcie niebieskiego jeśli tylko znaczyłoby
to, że mogę wymazać z pamięci wszystko inne.
Czerwoną plamę na koszuli
Grovera, kiedy przecięto go na pół w pierwszym miesiącu wojny.
Rodzinne miasto Williama
zdmuchnięte z powierzchni ziemi.
Mina Leo, kiedy Kalipso
zniknęła.
Własne odbicie w źrenicach
potwora wiszącego nad moim pół martwym ciałem.
[cisza]
5.
Hej, tu znowu wasz ulubieniec
Leo! Uciekamy. Po raz kolejny. Gdyby nie goniła nas banda
zmutowanych centaurów to mógłbym nawet uznać tę wycieczkę za
romantyczną. No wiecie – podróż po świecie, we dwójkę, spanie
pod namiotem, wykradanie jajek z kurników... [Ow! Frank! Wyluzuj,
tylko żartowałem... Przecież mówiłem, że zostawiłem tym
ludziom pieniądze!] O czym to ja... Ach, no tak. Wycieczka.
Osobiście jestem jednak trochę rozczarowany, jeśli jesteśmy już
w tym temacie. To biuro podróży, które nam to organizowało... nie
mogę sobie przypomnieć nazwy, niestety, wybaczcie; ale to biuro
podróży w ogóle nie zadbało o naszą wygodę! Tu nigdzie nie ma
strażników. W Wenecji! Tam to byli strażnicy. W ogóle nie
pozwolili innym nas dotknąć. Co za uznanie dla turysty.
[grzmot]
Wiecie, już pamiętam nazwę
tego biura. Zabawne, bo nie mam pojęcia jak mogła mi wypaść z
głowy. Powtarzam ją sobie codziennie od roku i czterech miesięcy.
Każdego dnia. Mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że w
każdej godzinie i każdej minucie. Dzień w dzień.
Pieprzeni bogowie olimpijscy.
[głośny
śmiech]
Przyznajcie,
to było zabawne! Jestem urodzonym komikiem. Pamiętam, że kiedy ja
i Frank się poznaliśmy, on nie znosił moich żartów – [wmawiaj
sobie! Uwielbiasz moje żarciki. Szczególnie te o greckim wcieleniu
twojego taty... OW! Frank! Ja ci dam zamknij się Leo!]
jak już mówiłem, moje żarty są świetne. Wy je z pewnością
docenicie, bo przecież macie poczucie humoru. Musicie je mieć. Nie
uwierzę, jeśli powiecie inaczej. To nie jest tak, że jak wojna
wchodzi przez drzwi, to poczucie humoru wychodzi oknem. To nie jest
obozowy szpital, gdzie domek numer 11 potrafi wkurzyć tych z piątki
szybciej niż Percy przegra zakład.
Chyba powinienem zmienić
temat, bo Frank mnie zaraz utopi, a nigdzie nie ma Jacksona, żeby
dał mi trochę tlenu pod wodą. Swoją drogą, to całkiem zabawna
umiejętność, jeśli się na to spojrzy... Dobra, już dobra. Jak
już mówiłem, znowu jesteśmy w podróży. Chcieliśmy zobaczyć,
jak trzyma się świat śmiertelników. Nasz też, ale o tym nie
mówimy głośno. Nie mamy żadnych wieści od naszych przyjaciół;
tak samo nie znalazłem jeszcze sposobu jak bezpiecznie przekazać
nasze. Teraz wszystko jest kontrolowane. Gdyby udało mi się przejąć
radio mojego ojca chociażby na chwilę to mógłbym skonstruować na
tyle dalekie fale, że usłyszeliby nas gdziekolwiek są. Bezpieczni.
Zawsze warto wierzyć, że są bezpieczni, prawda? Muszą być. W
końcu uda nam się spotkać gdzieś po drodze i razem pojedziemy
uratować Piper i Annabeth i wszystkich innych, jak za starych,
dobrych czasów.
[Tak,
Frank. I będziemy żyli długo i szczęśliwie. Masz z tym jakiś
problem?]
Zanim
zaczęliśmy nagrywać, doszliśmy z Frankiem do wniosku, że trzeba
przedstawić sytuację jasno. Nie możemy dłużej zakładać, że
wiecie, o czym mówimy. To niebezpieczne, szczególnie dla was.
Stwierdziliśmy również... okej,
ja stwierdziłem, że Frank nie powinien przekazywać tych
informacji. Pewnie dlatego, że jeśli zacznie to robić, to ja się
podpalę i będzie kło-pot.
Świat leży w gruzach. To
najprostszy sposób na przedstawienie tej sytuacji. Miasta są
zniszczone, ludzie zabici, bogów nie ma, a potwory mają ucztę za
ucztą. Nikt tak naprawdę nie zna przyczyny. Wiecie, kiedyś były
przepowiednie, mity, historie, przestrogi. Bogowie pojawiali się z
herosami na rękach. Działy się różne rzeczy, ale naprawdę, one
miały więcej sensu niż to. Jak już wiecie, zaczęło się od
zaginięcia dziewczyn. Pewnego dnia nie wyszły rano ze swojej kabiny
i kiedy przyszliśmy ich szukać, nagle okazało się, że ich nie
ma. Później zniknął Will; Nico wpadł w szał. Przetrząsnął
niebo i ziemie – teraz zajmuje się oceanami. Nie jestem pewien,
czy ten facet ma w planach poddanie się dopóki nie znajdzie Willa,
ale mam nadzieję, że nie. Potem już było tylko gorzej; ciało za
ciałem. Travis. Grover. Austin, Malcom, Sam, Lucy, Helen...
Kalipso.
Musieliśmy uciekać, kiedy
podpalili nam obóz. Chcieliśmy zostać w grupce, widzicie.
Straciliśmy już tak wiele osób i z Nico przeszukującego każdy
skrawek ziemi oraz Kaylą układającą plan, by zrobić to samo, nie
mieliśmy zbyt wiele opcji. Ale potem Percy wyjechał, by ratować
mamę; Jason za nim, jak starzec za młodością. Reyna dołączyła
chwilowo do Łowczyń i razem szukały Rachel, która wyruszyła na
wyprawę i - cóż. Nie wróciła. Została nas garstka, ledwo
oddychających nastolatków, którzy nie odzyskali sił po
poprzedniej wojnie, a już mieli następną na karku. Wyruszyliśmy z
Hazel by dowiedzieć się, co się dzieje na świecie. Zobaczyć, jak
wygląda obóz Jupiter.
Hazel też zniknęła.
Dopiero jakiś czas później
zrozumieliśmy (a raczej, Hazel zrozumiała), że te
zniknięcia nie są przypadkowe. Herosi są porywani,
powiedziała pewnej sierpniowej nocy, kiedy rozmawialiśmy przez IM.
Nie miałem sił, by spytać, czy Piper i Annabeth też. Chcieliśmy
wyruszyć na ich poszukiwanie; zebrać wszystkich i odnaleźć je,
tak samo jak Willa i resztę. Niedługo potem Hazel wróciła. Cała
zakrwawiona, zmarnowana i zmęczona. Ale żyła.
Oddałbym wszystko, żeby być
z nią, kiedy wydostała się z niewoli.
Wiemy też, że wiele osób
zostaje pozbawionych pamięci. Percy i Jason, z którymi mamy
naprawdę marny kontakt, uważają, że jest to losowe. Tak jak
kiedyś, w czasach Hitlera, odliczano ludzi do odstrzelania, tak
teraz robią wyliczanki na serum. Krew mi się gotuję, kiedy o tym
myślę. Wyobrażacie sobie, jak to musi wyglądać? Uciekasz od
kilku miesięcy, świadomy czy nie, przestraszony, a oni po prostu
łapią cię i pozbawiają wszystkiego. Ewentualnie tylko połowy,
jeżeli twój umysł broni się wystarczająco mocno. Widzieliśmy to
raz, w Houston. Chłopiec miał zaledwie jedenaście lat, może
dwanaście. Wyglądał na dziecko Apollina, chociaż kto go tam wie w
tych czasach. Związali mu ręce i przystawili nóż do gardła.
Trzy minuty później
siedział zdezorientowany na ziemi i nie wiedział, dlaczego słońce
nagle przestało świecić.
[odgłos płaczu]
6
Cześć. Mówi Frank. Nadal
tu jesteście, prawda? To dobrze. Naprawdę.
Wiemy co robić.
Wczoraj wieczorem, po tym,
jak Leo opowiedział o wszystkim, chcieliśmy pójść spać.
Właściwie, to nie powinniśmy – ale byliśmy naprawdę zmęczeni,
a on... No cóż, kilka godzin snu zrobiłoby mu dobrze. Ja też
wcale nie miałem zbytnio sił, by iść. To wszystko, ta cała
historia, Piper i Hazel... To wszystko jest naprawdę przygnębiające.
Więc zostaliśmy. Okazało się, że to była całkiem dobra
decyzja. Obok nas przechodził oddział centaurów, które bardzo
głośno opowiadały o swoich zamiarach. Znajdowali się tuż nad
oknami piwnicy, w której siedzieliśmy, także nie mieliśmy
problemów ze wspięciem się o kilka szczebli, by móc coś
usłyszeć. Przy okazji Leo rozwalił kuchenkę, którą wcześniej
zrobił i to, że udało nam się przeżyć mimo hałasu, jest cudem.
[Nie, Leo. To wcale nie
było super. Mogliśmy zginąć..... Och, przestań. Leo. Mówię
serio. Nie rób tego!!!]
Niech ktoś weźmie
tego idiotę ode mnie.
Jak już mówiłem, udało
nam się podsłuchać. Nie jest to zbyt wiele informacji, luźne
hasła rzucano tu i ówdzie, ale przynajmniej mamy teraz plan, jakiś
zarys działania. Coś innego niż uciekanie z miasta do miasta i
modlenie się do bogów, by przypomnieli sobie o tej zapchlonej
planecie, którą próbują zniszczyć. [Och, nie patrz tak na
mnie! Ja też mam prawo się zirytować, dobrze Po prostu... chodź
tutaj].
Widzicie, sprawa wygląda
tak. Tym całym rozgardiaszem ktoś kieruje – oczywiście, to już
było wiadomo – ale teraz wiemy, że jest to któryś z Tych Na
Górze. Wiemy również, że nie jest to nikt z Wielkiej Trójki ani
żadna bogini, a to zostawia nam mniejsze pole do popisu. Myślę, że
możemy śmiało wykluczyć Posłańca, chociaż z tymi to nigdy nie
wiadomo. To nie zostawia wiele opcji... Jak myślisz, Leo? Ja nie
stawiałbym na twojego ojca. To nie miałoby sensu... Tak, masz
rację, Gwiazdeczka odpada. Ale to zostawia tylko Bójkę i Brawurkę,
no proszę cię. Czy możesz, proszę, mnie wysłuchać?
Przysięgam, że kiedy
ta wojna się skończy, osobiście go zamorduję. Chodzi nam o to, że
tak jak w poprzednich latach, to wszystko jest powtórzone. W tym
momencie doceniam Annabeth i jej niesamowitą wiedzę. Pewnie doszła
już do tego wniosku, wcześniej niż my, ale w tym momencie
desperacko potrzebujemy kogoś, kto wiedziałby, co wydarzyło się
wcześniej. Jakiejś wskazówki, tropu. Annie wiedziałaby co robić.
Miałaby plan, nawet dwa - „alfabet ma więcej liter niż a i
b”. To zabrzmi banalnie, ale okropnie za nią tęsknie. Mogę
tylko błagać w myślach, by nic jej nie było.
Proszę. Niech nic jej nie
będzie.
(Niech Leo nic nie będzie.)
7
Jeśli myślicie, że to
wszystko to były żarty, mam nadzieję, że teraz wam przejdzie.
[cisza]
Znacie ten moment, kiedy
dzieje się coś okropnego? Tak nagle, zupełnie niezapowiedzianie.
Wychodzicie z domu i nagle, ni stąd, ni zowąd w powietrzu zachodzi
zmiana. Łapiecie się za ramiona i przez chwilę myślicie: to
nic takiego. Mogę iść dalej.
Och, jaki to błąd.
Nigdy nic nie jest dobrze. W
takim przypadku jedyne, co możecie zrobić to uciekać, ile sił
macie w nogach i w sercu. Adrenalina robi swoje, muszę przyznać.
Ale to nie jest wszystko. Nie możecie uratować życia sobie, ani
nikomu innemu na jednorazowym przypływie energii. Musicie walczyć,
do cholery jasnej. Być silnymi, nie dać się. W gruncie rzeczy to
od was zależy, co dalej będzie z naszym światem. My już nie
dajemy rady. Ciągle wymagacie od nas-- chcecie byśmy.... To nie
miało być tak.
[szloch]
Wiecie, co jest najgorsze w
tym wszystkim? Nie umiałem zapewnić mu bezpieczeństwa.
Nie zrozumcie mnie źle. Leo
jest--był naprawdę, fantastycznym herosem. Utalentowany, potrafił
skonstruować fantastyczne rzeczy z – cóż, niczego. Wbrew pozorom
nie jest... nie był aż tak tragiczny w walce, nawet jeśli można
było go powalić jednym porządnym ciosem. Muszę przyznać, że po
tym wszystkim, co działo się wcześniej, naprawdę poświęcił
dużo czasu na zrozumienie siebie, swoich wad oraz zalet. Biorąc pod
uwagę fakt, że dosłownie wrócił z tamtego świata, ktoś mógłby
pomyśleć, że był nie do pokonania.
Nie był. Cholerna jasna, nie
był.
8
9
10
Frank? F-Frank? Jesteś
tutaj? FRANK.
11
12
13
Kocham cię.