26.08.2016

Tarcza Aresa: Rozdział I


[Czy to już się nagrywa?]
1.
To nie jest tak, że prosiliśmy, by nas to spotkało. Właściwie, to podejrzewam, że bylibyśmy naprawdę zadowoleni, gdyby dotknęło to kogoś innego. (… t a k, wiem, że nie jestem miły, Frank! Ale nie wiem czy zauważyłeś, wszechświat też nie jest zbytnio miły dla nas... dobrze, już nie będę.... okej! Już przestanę) 
 
Chyba powinienem się przedstawić.. Jestem Leo. Leo Valdez dokładniej, ale Frank mówił, że mam nie podawać nazwiska, na wypadek, gdyby taśma dostała się w niepowołane ręce. Niepowołane, czyli Ich. Nie przejmujcie się. Wy pewnie jesteście bezpieczni – chociaż nie mógłbym być tego pewien, bo skoro tego słuchacie, to musiało to do was w pewien sposób dotrzeć. A to oznacza, że wasze bezpieczeństwo jest zagrożone, co raczej nie jest dobrą informacją. Nie, żeby jakakolwiek wiadomość, którą chcemy wam przekazać miała być dobra. Przecież nie chowalibyśmy się w ciemnej piwnicy, uciekając przed bandą cyklopów, gotowych udawać każdą bliską nam osobę, żeby tylko dostać się do naszego mięsa. Ale wiecie co to cyklopi, prawda? Musicie wiedzieć. Nie słuchalibyście tego, gdyby tak nie było.

Jak już mówiłem, o nic się nie prosiliśmy – niezależnie od tego co mogą wam powiedzieć inni. Naprawdę myślicie, że usiadłbym na trawie, spojrzał w niebo i pomyślał „hej, wiecie, nudno mi! Co wy na to, żeby wywrócić moje życie do góry nogami i wysłać mnie na jakąś idiotyczną misję, żeby upewnić się, że resztki mojego okresu dorastania są doszczętnie zniszczone?”. (… nie Frank, ja wcale nie dramatyzuję. Tak już jest! To ich wina! Gdyby nie oni... masz rację. Przepraszam.)

Zasada numer jeden bycia półbogiem – krzyczenie na tych na górze wcale nie poprawia twojej sytuacji.... ani też nie odganiają potworów, które chcą cie zjeść!

[cisza]
2.
Uh, tak. Sorki, musieliśmy przerwać. Jak już wspominałem, chowaliśmy się przed cyklopami, i chociaż nie należą one do najinteligentniejszych, łatwo znajdują mięso herosów. Frank mruczy, że powinienem wspomnieć, że takie przerwy pewnie będą się zdarzać często – jesteśmy w ciągłym ruchu. Przemieszczamy się od czterech dni, ale jeśli mam być szczery, to każde miasto wygląda tak samo. Gdybym nie pamiętał, skąd jestem i co dokładnie się zdarzyło... (Och, zamknij się Frank! W i em, że było blisko. Ale już jest dobrze. Jesteśmy bezpieczni), ale jak mówiłem, gdybym nie pamiętał... Właściwie to nie wiem. Może wszystko wydawałoby mi się takie samo. Trawa wciąż byłaby zielona, autobusy pewnie nadal by się spóźniały, a w lustrze nie znalazłbym nic dziwnego. Ale pamiętam; wiem, że niebo nie już jest tak niebieskie, jak powinno być. Czuję, że herbata nie smakuje tak samo. Świat wcale nie jest taki sam, niezależnie od tego, co mówią śmiertelnicy. To pewnie właśnie ta świadomość sprawia, że nic nie jest takie, jak było. Fakt, że mogę przypomnieć sobie wszystko to, czego teraz tu brakuje... Nie jestem poetą, ale na świecie są rzeczy niezastąpione. Nie można budzić się co ranka, spoglądać w przestrzeń i udawać, że nie rozsypujemy się na kawałki. 
 
(Frank, zamknij się.)

Frank twierdzi, że głupotą jest zakładanie tego, że wiecie, o czym mówię. Ale powiedzmy sobie szczerze – gdyby nie wasze pochodzenie, czy kłopotalibyście się ze słuchaniem mojego gadania? Pewnie nie. Jednak chyba należą wam się wyjaśnienia: dlaczego wasza przyjaciółka nie wróciła do domu. I czemu nie możecie wyjść do kina, kiedy chcecie. Tak naprawdę to nie wiem, co powiedzieć. Przepraszam nie brzmi dobrze, bo to nie jest moja wina. Franka tym bardziej. Proszę, pamiętajcie o tym, kiedy was złapią - bo pewnie to zrobią. Łapią już wszystkich, niezależnie od wieku. Na rodzica też nie patrzą, chociaż wszyscy wiemy, że większy nacisk kładzie się na tych większych bogów. Jeśli jesteście dzieckiem Hekate, odetchnijcie głęboko. Macie jeszcze trochę czasu.

[Frank, nie! Przestań!!!]
3.
Hej. Leo ssie. 
 
(Och, przymknij się! Teraz moja kolej.)

Jak już możecie się domyślić – i pewnie to zrobiliście, jeśli wasz mózg nie jest wielkości orzeszka jak u tego kretyna siedzące obok mnie (au, Leo! To bolało!... och, nie dramatyzuj), jestem Frank. Frank Zhang. I naprawdę przepraszam za niego. Nie ma wyczucia delikatności i właściwie rzecz biorą pewnie was wszystkich przestraszył. Dobra, może ma rację; jest źle. To, jak źle, ocenicie sami.

Zaczęło się od tego, że Piper zniknęła. Piper to nasza przyjaciółka. Wraz z nią Annabeth, o której mogliście już słyszeć, jeśli Leo ma rację i żaden śmiertelnik nie uzna tej taśmy za jakiś fajny żart. Annabeth Chase. Taka wysoka blondynka, szare oczy, niesamowicie mądra. Chodzący dowód na to, że blondynki wcale nie są głupie. Jeśli już, to taka jest osoba, która nie docenia Annabeth. Ona to ma kopa! Leo zna wiele ciekawych historii; on i Annie są przyjaciółmi dłużej, co też wiąże się z ciekawą opowieścią i jestem pewien, że ten kretyn z chęcią bym wam się o niej rozgadał, ale mikrofon należy do mnie, a my nie mamy czasu na miłe opowieści smutnej treści. 
 
Jak już mówiłem, zaginięcie Piper rozpoczęło to wszystko. Reyna, nasza kolejna przyjaciółka, twierdzi, że to przypominało sposób, w jaki zniknął Jason, dawno temu... No jego to już na pewno znacie. Jason Grace. Uratował świat dwa razy i zabiera się właśnie za trzeci, chociaż nie mamy pewności, bo... No cóż, od kilku dni uciekamy. Leo nie pozwala mi myśleć inaczej, ale skoro poszedł się dąsać do kąta, to mogę wam powiedzieć coś w sekrecie – tak naprawdę nikt z nas nie ma pewności, czy się uda. Mamy nadzieję, że tak.. Normalnie nie miałbym problemu z pozytywnym myśleniem, ale tym razem zbyt wiele rzeczy może pójść źle, od śmierci począwszy. Bo, jak już powinniście wiedzieć, jeśli naprawdę jesteście półbogami, są rzeczy gorsze, niż śmierć. One z łatwością zrujnują nasz świat, jeśli ich nie powstrzymamy.

[Leo!!! UWAŻAJ!]
4.
Cześć, to znowu ja. Leo się podpalił. Nie jestem pewien, który to był raz, ale teraz śpi. Wiecie, on tak często ma, kiedy się czymś denerwuje. Wtedy nie może kontrolować ognia i zdarza mu się rzucać płomieniami i dzieją się różne rzeczy. Ale teraz śpi. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz udało mu się zasnąć na tak długo i wytrzymać w śnie bez koszmarów. Właściwie, to nie jestem pewien, czy kiedykolwiek widziałem, żeby to się stało.

Na czym skończyłem? Ach, no tak. Plan. Naprawdę, to nie jest tak, że on jest bardzo przerażający czy straszny. Robiliśmy gorsze rzeczy – polecieliśmy do Rzymu, na wszystkich bogów! Półbogom nie wolno tam latać, o czym powinniście już wiedzieć. Jeśli nie, to zmieńcie obóz. Możecie zawitać do rzymskiego, chociaż jestem pewien, że Obóz Herosów z chęcią was przygarnie. Zanim cały ten bałagan się zaczął przybywało do nas mnóstwo dzieciaków. Tym na górze chyba się wydawało, że skoro wojna skończona, to można uznawać dzieci. Pewnie was już uznali, ale jeśli nie, to już po was. Zawsze gorzej jest uciec jeśli nie wie się przed czym.

Kiedy ostatni raz widziałem się z Annabeth, a to było zanim zaczęliśmy wszyscy uciekać.... pewnie jeszcze nie wiecie dlaczego. Nie pamiętam, żeby Leo o tym wspominał. W ogóle nie pamiętam, żeby Leo wspominał o czymś ważnym. I nie mogę sobie też przypomnieć, czy ja mówiłem o czymś ważnym. Ale tak naprawdę w naszej sytuacji wszystko jest ważne; niezależnie od tego, czego dotyczy. Mam czasami wrażenie, że jeśli nie powiem tego, co siedzi mi teraz w głowie, to ktoś może zginąć. To w pewnym sensie przerażająca moc – świadomość, że nasze słowa mogą doprowadzić do upadku miast. Jestem pewien, że nie na tym miało polegać nasze dziedzictwo. Jak już mówiłem, kiedy ostatni raz rozmawiałem z Annabeth, ona była bardzo niepewna przyszłości. Wcale jej się nie dziwię; zaczęły się dziać różne rzeczy. Ludzie znikali bez słowa, potwory wyłaziły z każdego kąta. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam ją – powierzyłbym jej życie każdej bliskiej mi osoby (i robiłem to nie raz i nie dwa). Swoje także, chociaż to kwestia zupełnie sporna, ponieważ moje życie jest w wiecznym niebezpieczeństwie. Jak istnienie każdego inne półboga, ale przecież to już musicie wiedzieć
Naprawdę muszę zacząć ufać słowom Leo.

Jeśli spojrzeć na to z innej strony, przechodziliśmy przez to wszystko już wcześniej. Niektórzy nawet dwa, trzy razy – na przykład Percy. Ratowanie świata, raz po raz. Przepowiednia za przepowiednią, misje, kłótnie, wojny. To wszystko już było. Jednak tym razem znowu byliśmy zaskoczeni. Po ostatnim razie ostatkami sił chwytaliśmy się złudnej nadziei, że tym razem naprawdę będzie inaczej. Nie pozwolimy na rozpętanie kolejnej wojny. Rzeczywistość znowu okazała się okrutna, jak za każdym razem, kiedy chcemy ją powstrzymać. Nie mieliśmy nawet czasu na przedyskutowanie taktyki; zostaliśmy rzuceni w walkę. I to dosłownie. Leo uważa naszą pamięć za błogosławieństwo – i ja też się cieszę, że udało nam się ją zatrzymać, uwierzcie. Ale czasami kiedy leżę z kolejną raną i patrzę, jak mój przyjaciel ledwo oddycha próbując choć na chwilę ustawić jakąś imitację systemu zabezpieczającego, żebyśmy mogli zdrzemnąć się po raz pierwszy od trzech dni, chciałbym zapomnieć. Myślę, że mógłbym to znieść; przestać pamiętać o kolorze oczu Nico, kiedy on i Hazel grają w gry. O ciepłym uśmiechu Jasona, mądrym głosie Annabeth i zapachu perfum Piper. Zniósłbym zapomnienie wszystkich żartów Leo i obsesji Percy'ego na punkcie niebieskiego jeśli tylko znaczyłoby to, że mogę wymazać z pamięci wszystko inne.

Czerwoną plamę na koszuli Grovera, kiedy przecięto go na pół w pierwszym miesiącu wojny.

Rodzinne miasto Williama zdmuchnięte z powierzchni ziemi.

Mina Leo, kiedy Kalipso zniknęła.

Własne odbicie w źrenicach potwora wiszącego nad moim pół martwym ciałem.

[cisza]
5.
Hej, tu znowu wasz ulubieniec Leo! Uciekamy. Po raz kolejny. Gdyby nie goniła nas banda zmutowanych centaurów to mógłbym nawet uznać tę wycieczkę za romantyczną. No wiecie – podróż po świecie, we dwójkę, spanie pod namiotem, wykradanie jajek z kurników... [Ow! Frank! Wyluzuj, tylko żartowałem... Przecież mówiłem, że zostawiłem tym ludziom pieniądze!] O czym to ja... Ach, no tak. Wycieczka. Osobiście jestem jednak trochę rozczarowany, jeśli jesteśmy już w tym temacie. To biuro podróży, które nam to organizowało... nie mogę sobie przypomnieć nazwy, niestety, wybaczcie; ale to biuro podróży w ogóle nie zadbało o naszą wygodę! Tu nigdzie nie ma strażników. W Wenecji! Tam to byli strażnicy. W ogóle nie pozwolili innym nas dotknąć. Co za uznanie dla turysty.

[grzmot]
Wiecie, już pamiętam nazwę tego biura. Zabawne, bo nie mam pojęcia jak mogła mi wypaść z głowy. Powtarzam ją sobie codziennie od roku i czterech miesięcy. Każdego dnia. Mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że w każdej godzinie i każdej minucie. Dzień w dzień.
Pieprzeni bogowie olimpijscy.

[głośny śmiech]
Przyznajcie, to było zabawne! Jestem urodzonym komikiem. Pamiętam, że kiedy ja i Frank się poznaliśmy, on nie znosił moich żartów – [wmawiaj sobie! Uwielbiasz moje żarciki. Szczególnie te o greckim wcieleniu twojego taty... OW! Frank! Ja ci dam zamknij się Leo!] jak już mówiłem, moje żarty są świetne. Wy je z pewnością docenicie, bo przecież macie poczucie humoru. Musicie je mieć. Nie uwierzę, jeśli powiecie inaczej. To nie jest tak, że jak wojna wchodzi przez drzwi, to poczucie humoru wychodzi oknem. To nie jest obozowy szpital, gdzie domek numer 11 potrafi wkurzyć tych z piątki szybciej niż Percy przegra zakład.
Chyba powinienem zmienić temat, bo Frank mnie zaraz utopi, a nigdzie nie ma Jacksona, żeby dał mi trochę tlenu pod wodą. Swoją drogą, to całkiem zabawna umiejętność, jeśli się na to spojrzy... Dobra, już dobra. Jak już mówiłem, znowu jesteśmy w podróży. Chcieliśmy zobaczyć, jak trzyma się świat śmiertelników. Nasz też, ale o tym nie mówimy głośno. Nie mamy żadnych wieści od naszych przyjaciół; tak samo nie znalazłem jeszcze sposobu jak bezpiecznie przekazać nasze. Teraz wszystko jest kontrolowane. Gdyby udało mi się przejąć radio mojego ojca chociażby na chwilę to mógłbym skonstruować na tyle dalekie fale, że usłyszeliby nas gdziekolwiek są. Bezpieczni. Zawsze warto wierzyć, że są bezpieczni, prawda? Muszą być. W końcu uda nam się spotkać gdzieś po drodze i razem pojedziemy uratować Piper i Annabeth i wszystkich innych, jak za starych, dobrych czasów. 
 
[Tak, Frank. I będziemy żyli długo i szczęśliwie. Masz z tym jakiś problem?]

Zanim zaczęliśmy nagrywać, doszliśmy z Frankiem do wniosku, że trzeba przedstawić sytuację jasno. Nie możemy dłużej zakładać, że wiecie, o czym mówimy. To niebezpieczne, szczególnie dla was. Stwierdziliśmy również... okej, ja stwierdziłem, że Frank nie powinien przekazywać tych informacji. Pewnie dlatego, że jeśli zacznie to robić, to ja się podpalę i będzie kło-pot. 
 
Świat leży w gruzach. To najprostszy sposób na przedstawienie tej sytuacji. Miasta są zniszczone, ludzie zabici, bogów nie ma, a potwory mają ucztę za ucztą. Nikt tak naprawdę nie zna przyczyny. Wiecie, kiedyś były przepowiednie, mity, historie, przestrogi. Bogowie pojawiali się z herosami na rękach. Działy się różne rzeczy, ale naprawdę, one miały więcej sensu niż to. Jak już wiecie, zaczęło się od zaginięcia dziewczyn. Pewnego dnia nie wyszły rano ze swojej kabiny i kiedy przyszliśmy ich szukać, nagle okazało się, że ich nie ma. Później zniknął Will; Nico wpadł w szał. Przetrząsnął niebo i ziemie – teraz zajmuje się oceanami. Nie jestem pewien, czy ten facet ma w planach poddanie się dopóki nie znajdzie Willa, ale mam nadzieję, że nie. Potem już było tylko gorzej; ciało za ciałem. Travis. Grover. Austin, Malcom, Sam, Lucy, Helen...

Kalipso.

Musieliśmy uciekać, kiedy podpalili nam obóz. Chcieliśmy zostać w grupce, widzicie. Straciliśmy już tak wiele osób i z Nico przeszukującego każdy skrawek ziemi oraz Kaylą układającą plan, by zrobić to samo, nie mieliśmy zbyt wiele opcji. Ale potem Percy wyjechał, by ratować mamę; Jason za nim, jak starzec za młodością. Reyna dołączyła chwilowo do Łowczyń i razem szukały Rachel, która wyruszyła na wyprawę i - cóż. Nie wróciła. Została nas garstka, ledwo oddychających nastolatków, którzy nie odzyskali sił po poprzedniej wojnie, a już mieli następną na karku. Wyruszyliśmy z Hazel by dowiedzieć się, co się dzieje na świecie. Zobaczyć, jak wygląda obóz Jupiter.

Hazel też zniknęła.

Dopiero jakiś czas później zrozumieliśmy (a raczej, Hazel zrozumiała), że te zniknięcia nie są przypadkowe. Herosi są porywani, powiedziała pewnej sierpniowej nocy, kiedy rozmawialiśmy przez IM. Nie miałem sił, by spytać, czy Piper i Annabeth też. Chcieliśmy wyruszyć na ich poszukiwanie; zebrać wszystkich i odnaleźć je, tak samo jak Willa i resztę. Niedługo potem Hazel wróciła. Cała zakrwawiona, zmarnowana i zmęczona. Ale żyła. 
 
Oddałbym wszystko, żeby być z nią, kiedy wydostała się z niewoli.

Wiemy też, że wiele osób zostaje pozbawionych pamięci. Percy i Jason, z którymi mamy naprawdę marny kontakt, uważają, że jest to losowe. Tak jak kiedyś, w czasach Hitlera, odliczano ludzi do odstrzelania, tak teraz robią wyliczanki na serum. Krew mi się gotuję, kiedy o tym myślę. Wyobrażacie sobie, jak to musi wyglądać? Uciekasz od kilku miesięcy, świadomy czy nie, przestraszony, a oni po prostu łapią cię i pozbawiają wszystkiego. Ewentualnie tylko połowy, jeżeli twój umysł broni się wystarczająco mocno. Widzieliśmy to raz, w Houston. Chłopiec miał zaledwie jedenaście lat, może dwanaście. Wyglądał na dziecko Apollina, chociaż kto go tam wie w tych czasach. Związali mu ręce i przystawili nóż do gardła.

Trzy minuty później siedział zdezorientowany na ziemi i nie wiedział, dlaczego słońce nagle przestało świecić.

[odgłos płaczu]
6
Cześć. Mówi Frank. Nadal tu jesteście, prawda? To dobrze. Naprawdę.
 
Wiemy co robić.

Wczoraj wieczorem, po tym, jak Leo opowiedział o wszystkim, chcieliśmy pójść spać. Właściwie, to nie powinniśmy – ale byliśmy naprawdę zmęczeni, a on... No cóż, kilka godzin snu zrobiłoby mu dobrze. Ja też wcale nie miałem zbytnio sił, by iść. To wszystko, ta cała historia, Piper i Hazel... To wszystko jest naprawdę przygnębiające. Więc zostaliśmy. Okazało się, że to była całkiem dobra decyzja. Obok nas przechodził oddział centaurów, które bardzo głośno opowiadały o swoich zamiarach. Znajdowali się tuż nad oknami piwnicy, w której siedzieliśmy, także nie mieliśmy problemów ze wspięciem się o kilka szczebli, by móc coś usłyszeć. Przy okazji Leo rozwalił kuchenkę, którą wcześniej zrobił i to, że udało nam się przeżyć mimo hałasu, jest cudem. 
 
[Nie, Leo. To wcale nie było super. Mogliśmy zginąć..... Och, przestań. Leo. Mówię serio. Nie rób tego!!!]

Niech ktoś weźmie tego idiotę ode mnie.

Jak już mówiłem, udało nam się podsłuchać. Nie jest to zbyt wiele informacji, luźne hasła rzucano tu i ówdzie, ale przynajmniej mamy teraz plan, jakiś zarys działania. Coś innego niż uciekanie z miasta do miasta i modlenie się do bogów, by przypomnieli sobie o tej zapchlonej planecie, którą próbują zniszczyć. [Och, nie patrz tak na mnie! Ja też mam prawo się zirytować, dobrze Po prostu... chodź tutaj].

Widzicie, sprawa wygląda tak. Tym całym rozgardiaszem ktoś kieruje – oczywiście, to już było wiadomo – ale teraz wiemy, że jest to któryś z Tych Na Górze. Wiemy również, że nie jest to nikt z Wielkiej Trójki ani żadna bogini, a to zostawia nam mniejsze pole do popisu. Myślę, że możemy śmiało wykluczyć Posłańca, chociaż z tymi to nigdy nie wiadomo. To nie zostawia wiele opcji... Jak myślisz, Leo? Ja nie stawiałbym na twojego ojca. To nie miałoby sensu... Tak, masz rację, Gwiazdeczka odpada. Ale to zostawia tylko Bójkę i Brawurkę, no proszę cię. Czy możesz, proszę, mnie wysłuchać?

Przysięgam, że kiedy ta wojna się skończy, osobiście go zamorduję. Chodzi nam o to, że tak jak w poprzednich latach, to wszystko jest powtórzone. W tym momencie doceniam Annabeth i jej niesamowitą wiedzę. Pewnie doszła już do tego wniosku, wcześniej niż my, ale w tym momencie desperacko potrzebujemy kogoś, kto wiedziałby, co wydarzyło się wcześniej. Jakiejś wskazówki, tropu. Annie wiedziałaby co robić. Miałaby plan, nawet dwa - „alfabet ma więcej liter niż a i b”. To zabrzmi banalnie, ale okropnie za nią tęsknie. Mogę tylko błagać w myślach, by nic jej nie było. 

 
Proszę. Niech nic jej nie będzie.
(Niech Leo nic nie będzie.)

7
Jeśli myślicie, że to wszystko to były żarty, mam nadzieję, że teraz wam przejdzie.

[cisza]

Znacie ten moment, kiedy dzieje się coś okropnego? Tak nagle, zupełnie niezapowiedzianie. Wychodzicie z domu i nagle, ni stąd, ni zowąd w powietrzu zachodzi zmiana. Łapiecie się za ramiona i przez chwilę myślicie: to nic takiego. Mogę iść dalej
 
Och, jaki to błąd.

Nigdy nic nie jest dobrze. W takim przypadku jedyne, co możecie zrobić to uciekać, ile sił macie w nogach i w sercu. Adrenalina robi swoje, muszę przyznać. Ale to nie jest wszystko. Nie możecie uratować życia sobie, ani nikomu innemu na jednorazowym przypływie energii. Musicie walczyć, do cholery jasnej. Być silnymi, nie dać się. W gruncie rzeczy to od was zależy, co dalej będzie z naszym światem. My już nie dajemy rady. Ciągle wymagacie od nas-- chcecie byśmy.... To nie miało być tak.
[szloch]

Wiecie, co jest najgorsze w tym wszystkim? Nie umiałem zapewnić mu bezpieczeństwa.
Nie zrozumcie mnie źle. Leo jest--był naprawdę, fantastycznym herosem. Utalentowany, potrafił skonstruować fantastyczne rzeczy z – cóż, niczego. Wbrew pozorom nie jest... nie był aż tak tragiczny w walce, nawet jeśli można było go powalić jednym porządnym ciosem. Muszę przyznać, że po tym wszystkim, co działo się wcześniej, naprawdę poświęcił dużo czasu na zrozumienie siebie, swoich wad oraz zalet. Biorąc pod uwagę fakt, że dosłownie wrócił z tamtego świata, ktoś mógłby pomyśleć, że był nie do pokonania.

Nie był. Cholerna jasna, nie był.
8




9




10

Frank? F-Frank? Jesteś tutaj? FRANK.

11




12





13

Kocham cię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz