Tytuł: "Bo pragnę tylko Jego"
Pairing: Kto zgadnie?
Ilość słów: 1213
Gatunek: angst
Autor: płomyczek saviano
Nigdy bym nie pomyślał, że to spotka właśnie mnie. Nie wierzyłem w miłość, szczęście, uśmiech powodowany obecnością drugiej osoby i nie wierzyłem w to, że można chcieć umrzeć z samotności. Ale teraz tak jest. Leżę w łożku, a wokół mnie walają się zużyte chusteczki. Trzy dni temu zasunąłem rolety w oknach i od tamtego czasu nie podniosłem się łożka. Nie mam ochoty. W pierwszym momencie poczułem się jakby ktoś walnął mnie czymś ciężkim w głowę, potem wyrwał serce i zabrał ode mnie wszystkie uczucia. Teraz nie czuję nic; jedynie pustkę, perfekcyjnie wypełniającą mnie od środka.
Pairing: Kto zgadnie?
Ilość słów: 1213
Gatunek: angst
Autor: płomyczek saviano
Nigdy bym nie pomyślał, że to spotka właśnie mnie. Nie wierzyłem w miłość, szczęście, uśmiech powodowany obecnością drugiej osoby i nie wierzyłem w to, że można chcieć umrzeć z samotności. Ale teraz tak jest. Leżę w łożku, a wokół mnie walają się zużyte chusteczki. Trzy dni temu zasunąłem rolety w oknach i od tamtego czasu nie podniosłem się łożka. Nie mam ochoty. W pierwszym momencie poczułem się jakby ktoś walnął mnie czymś ciężkim w głowę, potem wyrwał serce i zabrał ode mnie wszystkie uczucia. Teraz nie czuję nic; jedynie pustkę, perfekcyjnie wypełniającą mnie od środka.
Nie
obwiniam Go, w końcu to nie jego wina, raczej tylko moja. Chociaż
może gdyby On zobaczył to wcześniej, gdyby pomyślał przez chwilę
o mnie, może to nie skończyłoby się tak. Nie miałbym ran na
ciele i może znalazłbym powód by wstać z łożka. Jednak stało
się to, co się stało. Odszedł, znienawidził mnie. Ma rację,
nigdy nie będę dla niego wystarczająco dobry. O to chodzi, gdybym
był, dawno temu bylibyśmy szczęśliwi. Pokochałby mnie, nie jego.
To
trochę bolało. Swiadomość, że najważniejsza osoba w moim życiu,
moje wszystko, mój własny azyl i jedyny powód do uśmiechu -
świadomość, że On mnie nie chcę... To bolało. Nawet nie trochę,
to rozwalało mnie na tysiąc kawałków. Miałem do siebie żal za
zjedzenie choćby jednego kęsa, mój Boże, miałem do siebie żal
za każdy wykonany oddech. Nie wiem, czy nadal mam. Nie wiem, czy
chcę nadal oddychać, czy chcę walczyć. Chyba nie. Nie widzę
sensu. Nie ma Go przy mnie. Odszedł. Wybrał jego, w końcu on jest
idealny. Nic na to nie poradzę, że ważę (może ważyłem?) trochę
więcej i nie jestem tak szczuplutki jak on. Nic nie poradzę, że
nie mam cudownego głosu i nie robię tak ślicznego aegyo, a na
dodatek nie wyglądam w okularach najperfekcyjniej na świecie.
Rzeczywiście, jestem brzydki. Gruby. Nic nie potrafię. Pewnie dla
tego On wybrał kogoś innego, kogoś, kto jest idealny.
Nie
wiem, czy tamten chłopak zdaje sobie sprawę jak wielkie szczęście
ma. Chyba nie, sądząc po tym, że ostatnio nasz wspólny znajomy
zadzwonił do mnie i pytał, czy On się do mnie odzywał. Nie zrobił
tego od naszej pamiętnej rozmowy. Rozumiem go, naprawdę. Też nie
chciałbym mieć ze sobą nic wspólnego. Jestem ohydny. Nie
to co Jego miłość. Powinienem się cieszyć, prawda? Nie, nie
prawda. Nie mam z czego. Chciałbym myśleć, że mam złamane serce,
ale tak nie jest. Moje serce odeszło wraz z Nim. Może
gdybym wtedy Mu tego nie wyznał, może gdybym się zamknął, On
byłby teraz ze mną. Nie jako „mój chłopak”, ale jako mój
najlepszy przyjaciel, tak jak było dotychczas. Dałbym
radę to znieść, teraz to wiem. Wolę życie obok Niego ze
świadomością, że On nigdy nie będzie mój, niż życie bez
Niego. Bo w tym momencie jest
strasznie. Nie ma Go. Nie mam
po co się uśmiechać, nie mam po co żyć.
Powinienem
się zmienić. Może nawet wstać z łożka, pójśc na siłownię i
schudnąć; mógłbym jeść mniej, wtedy byłbym o wiele drobniejszy
i gdyby On zobaczyłby mnie na ulicy, może wydałbym mu się o wiele
bardziej ładniejszy
niż teraz. Chociaż, to chyba się nie stanie. Nawet gdybym był
najchudszy na świecie, to nigdy nie będę wystarczająco dobry. Nie
będę tamtym chłopakiem. Nie będę się pięknie uśmiechał.
Zawsze pozostanę gównem. Nie da się inaczej nazwać tego, czym
jestem. Nie powinienem się
rodzić. On miał rację, i chociaż po tamtej kłótni, podczas
której to powiedział, zarzekał się, że wcale tak nie myśli –
miał rację. Im wszystkim
byłoby lepiej beze mnie.
Jestem
egoistą, tak myślę. On
pewnie też cierpi, w końcu chyba tamten chłopak go odrzucił. Na
dodatek pewnie ma złe wspomnienia po tym, jak takie coś jak ja
wyznało mu miłość. Jak mogłem? Jak śmiałem? Wiedziałem, jak
zareaguje. Wiedziałem, że żadne błagania by nie odchodził, żadne
łzy, nic nie pomoże. Teraz
też nic nie pomoże. On cierpi. Jestem tego pewien, a przez swój
egoizm nie ma mnie teraz przy Nim. Chociaż nie wiem, czy by tego
chciał. Zawsze mówił, że
ufa mi najbardziej, ale kto chciałby być pocieszanym przeze mnie?
No kto? Nikt. Dlatego nigdy nie miałem przyjaciół, znajomych.
Dlatego zawsze byłem sam. Jak teraz. Teraz też jestem sam. A
dlaczego? Bo sobą zniszczyłem wszystko.
Może
uda mi się w przyszłości wstać - nie w tym momencie, moje ciało
jest zbyt ciężkie. Trudno mi się oddycha przez ten ciężar, ale
może się uda. Za kilka dni, nawet tygodni. Może
uda mi się odsłonić rolety, podejść
do lustra i może uda mi się zaakceptować fakt, że nie jestem
tamtym chłopakiem. Może uda mi się wejść pod prysznic i
doprowadzić się do stanu jakotakiej używalności, a
potem może uda mi się wyjść rano do parku w którym codziennie
biegał, tylko po to, by Go
zobaczyć, ostatni raz. Może uda mi się powstrzymać wtedy łzy i
może uda mi się dojść do domu. Może uda mi się napisać list i
może uda mi się wygrzebać te tabletki spod desek. Może
uda mi się wziąć głęboki oddech i wysłać Mu ostatniego sms'a.
To takie idiotyczne, prawda? Niczym z dram. Tyle, że w tych
wszystkich filmach, chłopcy biegną wtedy do dziewczyny, mówią jej
jak ją kochają i to wszystko dobrze się kończu. A niestety, w tej
historii nie ma happy endu. Chociaż może uda Mu się mieć własne,
szczęśliwe zakończenie, z
tamtym chłopakiem, którego kocha. Ja tylko tego chcę, Jego
szczęścia. Nic innego się nie liczy - w szczególności ja i moje
uczucia.
Tak
będzie lepiej. To jedyne, co wiem. Tak będzie lepiej dla Niego. Bo
na tym to wszystko polega, na tym polega ta cholerna miłość,
której nigdy nie chciałem. Chcesz
szczęścia drugiej osoby, jej uśmiechu i zdrowia. Tego
właśnie dla Niego chcę, naprawdę.
Zawsze tylko tego dla Niego chciałem, zawsze tylko o to dla Niego
walczyłem. Teraz chyba też powinienem to zrobić. Po prostu
pogadać z tamtym chłopakiem, uświadomić mu, co takiego zyskał od
losu. Najwspanialszego, najprzystojniejszego faceta na ziemi. Jego.
Los dał mu w prezencie
wszystko, czego ja pragnę.
Bo
pragnę tylko Jego.
„Kim
Minseok dnia czternastego maja dwutysiącznego czternastego roku
popełnił samobójstwo z powodu nieszczęśliwej miłości.”
Cześć miśki. Uśmierciłam
swojego ultimate biasa, jak mogłam? Zabawne. Widzicie, chyba właśnie
zrozumiałam czemu nie wychodzą mi fluffy i wszystkie te inne
szczęśliwe opowiadania. Boże, ja nawet wiem czemu nie napisałam
tego opowiadania o Iljin, które siedzi mi w głowie od jakiegoś
czasu i wiem, czemu nie napiszę nic fajnego przez następne kilka
tygodni. Bo wiecie, ciężko jest pisać happy endy, kiedy twoje
własne życie ani trochę ich nie przypomina. Irytujące.
Najfajniejsze jest to, że chyba znalazłam miłość od angstów.
Smieszne, bo wcześniej nienawidziłam tego gatunku. No, ale jak to
się mówi – od nienawiści do miłości jeden krok. Tym krokiem
chyba było to ff. Domyśla się ktoś, kim był „On”? Jeśli
tak, to mówcie. Ciekawa jestem, czy zgadniecie. Co ja mogę jeszcze
powiedzieć... Nie sądzę, by często się tu coś pojawiało. Jak
już, to będą to angsty, więc radzę zaopatrzyć się w
chusteczki, jeśli ktoś jest zbyt wrażliwy. Pochodzę po tumblr,
poszukam inspiracji. Może nawet pouśmieram parę bohaterów... Kto
wie:) Cieszę się, że tu jesteście. Naprawdę się cieszę. I
jeszcze jedno! Dziękuję z całego serduszka, bo mój
BaekYeol ma ponad 600 wyświetleń! Dla niektórych to pewnie
malutko, ale ja się bardzo cieszę. Mam nadzieję, że każde ff
przypadnie Wam tak do gustu:*